Wczoraj odbyło się w Janowie Podlaskim referendum w sprawie odwołania wójta oraz rady gminy.
Kolejne w tym roku referendum w samorządzie terytorialnym. Kolejne nieważne ze względu na niewystarczającą frekwencję.
Uprawnionych do głosowania było 4030 mieszkańców, zaś do lokali wyborczych udało się 671 (odwołanie wójta) czyli 16,65 %.
Ponad 95 % biorących udział w referendum opowiedziało się za odwołaniem wójta.
Nysa, Głubczyce, Nowogrodziec, Podgórzyn, Świeradów - Zdrój, Tymbark, Hrubieszów, Grodków, Janów Podlaski.
W każdym przypadku zbyt mało mieszkańców wzięło udział w głosowaniu by zostało ono uznane za ważne.
Trudno to zrozumieć, ale wydaje się, że jednym z powodów niskiego zaangażowania jest...świadomość, że brak udziału w referendum doprowadzi do jego nieważności.
Gdy dodamy do tego przypadki zachowań władzy, która promuje postawę bierności, licząc na efekt nieważności...
Nie ma to wiele wspólnego z demokracją lokalną. Dla mnie to raczej rodzaj tchórzostwa.
Zamiast apelować do swoich wyborców o udział i wzmocnienie mandatu, votum zaufania, niektórzy wolą "grać' na niską frekwencję.
Po co ryzykować?
Po co promować referendum jako narzędzie demokracji bezpośredniej?
Liczy się doraźny cel, korzyść czyli utrzymanie władzy.
W praktyce to patologia demokracji.
Jak inaczej określić sytuację gdy władza raz apeluje o brak udziału w głosowaniu, by za chwilę (wybory samorządowe) zachęcać do głosowania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.